środa, 10 czerwca 2015

Kamila Straszyńska - tysiące Ameryk do odkrycia






"Wszystko już było" - ech, ile razy już to słyszeliśmy. To doprawdy ohydne i natrętne zdanie. Powoduje nerwice u kolejnych pokoleń wszystkich silących się na oryginalność. Stanowi główną wymówkę dla kompletnego braku pomysłów. Można na nie jednak spojrzeć z zupełnie innej strony. Jednak wtedy jest początkiem nałogu dla nowych Faustów, którzy pragną poznać pełną prawdę o świecie, a brnąc w ten las wiedzy przytłacza ich rosnąca ilość drzew. Zdaje się, że optymalne jest w tej sytuacji znalezienie złotego środka - w artystycznych poszukiwaniach filtrować tradycję przez siebie. 
Czyż to nie jest najpiękniejsza droga dla nowatorskich idei?




Najlepszym przykładem artysty, który czerpał pełnymi garściami z tradycji, by przepuścić je przez pryzmat swoich doświadczeń, był Tadeusz Kantor. Jego sztuka malarska i teatralna odwołuje się silnie do wzorców awangardowych (także wcześniejszych), ale pod wpływem intensywnej barwy osobowości Kantora nabiera zupełnie nowego oblicza. Jego teatr to po prostu sto procent reżysera. Esencja jego myśli. Zwłaszcza biorąc pod uwagę najistotniejszy dla Kantora temat, czyli ludzką pamięć. Cała stworzona przez niego estetyka jest wynikiem jego refleksji dotyczących przeszłości, kondycji człowieka w starciu z historią i jego śmiertelnością, oraz oczywiście sposobu funkcjonowania wspomnień, mechanizmu umysłu, który pewne rzeczy wybiera na wieczne przechowanie, a inne bez pardonu odrzuca w zapomnienie.

Ale Kantor to już przestrzenie odkryte. Cricot 2 jest znany na całym świecie. Wpisuje się do kanonu kolejnych genialnych pomysłów, które już ktoś wymyślił. Zatem znów powtarza się to okropne zdanie - "wszystko już było". Kolejne i kolejne nowatorskie odkrycia awangardy przed i powojennej współczesnych twórców przyprawiają o nocne koszmary. Ale zapominają oni o faustowskim wątku odkrywania. Iluż jest wspaniałych twórców, którzy nie są znani w naszym kraju, a uznani poza granicami? Iluż pochodzi z odrębnych kultur i pozostają dla nas niezrozumiali? Nie sposób ogarnąć umysłem całego istniejącego zbioru ludzkich wytworów wyobraźni, który wciąż się rozszerza jak wszechświat. Nie jest możliwe całkowite poznanie, ale dzięki temu rodzi się nadzieja. Nie, bynajmniej nie nadzieja na z pewnością emocjonujące konszachty z diabłem. Nadzieja odkrywania tysiąca nowych Ameryk.


Osobiście, w ciągu ostatniego miesiąca odkryłam kilka nowych lądów. Po pierwsze zachwyciłam się wystawą RECTO/VERSO skomponowaną z prac Andrzeja Wróblewskiego. On sam był dla mnie zupełnie nieznanym człowiekiem, nigdy wcześniej nawet nie słyszałam tego nazwiska. Wystawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które mieści się przy Emilii Plater, była cały czas dostępna, darmowa - po prostu była obok mnie, jak stoją obok na przystanku tramwajowym obcy ludzie. Wejście do tego budynku kosztowało mnie tyle samo wysiłku, ile mogłoby kosztować otworzenie drzwi do Starbucksa 20 metrów dalej (pomijając koszty kawy). Ale to co wydarzyło się w środku, to już zupełnie inna bajka. Chodziłam w przestrzeni między tymi zupełnie nieznanymi obrazami jak zaczarowana. Genialność doboru środków ekspresji i jednocześnie ich prostota dawały nieziemski efekt. Zwłaszcza płótna przedstawiające matkę z martwym dzieckiem (lub dziecko z martwą matką). To także była twórczość oparta na tradycji, ale silnie poturbowana przez historyczno-społeczne okoliczności. To doświadczenie zmieniło moje postrzeganie polskiej sztuki współczesnej, otworzyło oczy na nowe poszukiwania.



Inne odkrycie nastąpiło na kontynencie muzycznym. Wszyscy znamy takie nazwiska jak Prokofiew czy Szostakowicz. Niekoniecznie zaś wiemy, że po śmierci Prokofiewa, jako drugiego po Szostakowiczu najciekawszego rosyjskiego kompozytora wymieniano Polaka żydowskiego pochodzenia - Mieczysława Wajnberga. Jego opera Pasażerka została wystawiona w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w 2010 roku, ale wcześniej jego twórczość nie była bliska polskiemu środowisku muzycznemu. Miała na to wpływ oczywista niechęć do kompozytorów radzieckich, do jakich zaliczano Wajnberga, ale to, że znalazł się w Moskwie, a nie w Warszawie, było efektem wojennej zawieruchy. Nie była to zatem ideologiczna zdrada czy wyparcie się korzeni. Nie zmienia to stanu rzeczy - Wajnberg w Polsce nigdy nie miał takiej pozycji i popularności, jak w Związku Radzieckim, choć jego muzyka nawiązuje do polskiej kultury. Napisał m.in. VIII Symfonię "Kwiaty Polskie" do słów wierszy Juliana Tuwima. Ostatnio K. Brochocka i K. Kowal wydali na nowej płycie po raz pierwszy Sonatę op.108 na kontrabas solo. Sama Brochocka jest kompozytorką pozostałych utworów powstających pod niewątpliwym wpływem Wajnberga.




Co prawda oba moje odkrycia nie są postaciami zupełnie nieznanymi na arenie międzynarodowej, nie są to postaci zapomniane jak przed XIX wiekiem jak całkowicie zapomniany był Jan Sebastian Bach przed odkryciami Mendelssohna. Ale ja nie jestem jeszcze Faustem. Dopiero zaczynam zagłębianie się w świat sztuki, który wydaje się nie mieć żadnych granic. Tyle jeszcze filmów do obejrzenia, ludzi do poznania, książek do przeczytania... a wynikających z nich inspiracji jeszcze do sześcianu tyle. To dobrze, że wszystko już było. Ze wszystkiego może powstać nieskończona ilość dalszych działań. Wszystko - to nieskończoność.