To
nie są historie narodów, ani spektakularne sceny akcji. To
zazwyczaj małe obrazki, mikroświaty jak u Vermeera. Na tym polega
mistrzostwo Iwaszkiewicza. Wprawna ręka pisarza nie potrzebuje
wiele, by oddać esencję. Iwaszkiewicz swoim piórem rysuje
delikatne kształty, swoje „Mleczarki” ukazuje w krótkich, ale
dojmujących historiach. Podglądamy
je przez małe okienka – na tyle małe, że nie możemy zobaczyć
całego dużego pokoju, ale o tak przejrzystych szybach, że
dostrzegamy kryjącą się za postacią głębię.
Iwaszkiewiczowskie
tematy wydają się niedzisiejsze. Anachronizm wynika nie tylko z
mocnego osadzenia tekstów w epoce, ale także z bardzo rozległego
wykształcenia Iwaszkiewicza, które dziś pozostaje w sferze poza
zasięgiem przeciętnego czytelnika. Odniesienia do ówczesnej
literatury, inspiracja muzyką Szymanowskiego (i samym Szymanowskim),
ale i mentalność Polaków urodzonych w sercu Ukrainy – to punkty
odniesienia zbyt odległe, zbyt mało oczywiste. Nie sięgamy do
nich, nie zagłębiamy się we wrażliwość ludzi dwudziestolecia
międzywojennego i ocalałych po wojnie. Czytamy przez siebie. I
odrzucamy Iwaszkiewicza i jemu podobnych. Bo to nie nasze.
A
może jednak nasze? Tylko trzeba spojrzeć dalej… Bo veermerowska
dziewczyna co ma w uchu perłę, to mogłaby być taka tam kolejna. A
nie jest, kryje w sobie tajemnicę. W literaturze, która z naszej
perspektywy należy już do zamierzchłych czasów, też warto jej
poszukać.
Iwaszkiewicz
jest mistrzem małej formy. Krótkie, proste historie mają za sobą
wielkie zaplecze, które udaje nam się uchwycić w malutkich
gestach, reakcjach, słowach. Dramaty bohaterów powstają, rozwijają
się i kończą tak jak w naszym życiu – prawie niezauważalnie.
Nie przygotowujemy się przez lata, żeby coś przeżyć. Miłość,
rozpacz, nadzieja i nienawiść przychodzą do nas nagle. I w
mgnieniu oka znikają. Pozostają w nieuchwytnej sferze niepewności
i domysłów. Czy ja na pewno go/ją kocham? Czy zasługuje na
nienawiść? Analiza
własnych emocji pochłaniają nas często mocniej niż same
wydarzenia, a to popycha nas do decyzji (lub jej świadomego
odwlekania). Tak działają bohaterowie iwaszkiewiczowscy.
Wewnętrzni, zamknięci, niespełnieni. Rozbici między romantyzmem i
pragmatyzmem, marzeniem a rzeczywistością, przeszłością i
pędzącym dzisiaj.
Pragną,
tęsknią, gubią się niezależnie od miejsca i czasu. Czy są
naznaczeni traumą wojny czy porażki powstania styczniowego –
nieważne. Czy mieszkają w stolicy czy w małej mieścinie –
nieważne. Wszyscy są do nas podobni, polskie powietrze wciąż
pachnie tak samo, polski duch mierzy się z tymi samymi obciążeniami.
Właśnie polskie, nie inne. Iwaszkiewicz stwarza w swoich tekstach
uniwersalnego bohatera o wrażliwości znad Wisły. Bohatera, który
intensywnie przeżywa świat i nosi w sobie ciężar walki o
tożsamość – swoją własną, indywidualną, albo narodową,
określoną wartościami, krążącymi wokół głowy jak rój
pszczół. Postaci rozgrywają w sobie wielkie konflikty, które
Iwaszkiewicz potrafi oddać z wielką subtelnością. Co więcej, te
problemy są tym bardziej interesujące, że bohaterowie za nic nie
chcą nam zdradzić swojej tajemnicy. Jeśli ich nie dociśniemy, to
pozostaniemy na poziomie banalnych zapisków. Sprytna strategia
wymagająca uważnego przeciwnika.
Czy
warto odbywać tę podróż, która wymaga więcej wysiłku niż
łatwy i przyjemny kryminalik czy romansik? Hm… A
czy warto patrzeć głębiej w oczy Dziewczynie z perłą?



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz