29 kwietnia świętujemy Międzynarodowy Dzień Tańca. Zapraszam do tańca na ekranie!
Mr. Gaga, reż. Tomer Heymann, 2015
W "Mr. Gaga" wciąż powraca podobna
scena: Ohad Naharin, legendarny izraelski choreograf, poleca jednemu ze swoich podopiecznych
tancerzy powtórzyć jakiś ruch. Owa instrukcja leży gdzieś pomiędzy czułą prośbą
akuszera, któremu zależy, by pomóc w doskonaleniu pracy ciała, a nieznoszącym
sprzeciwu rozkazem artystycznego dyktatora. Podczas którejś próby rozdygotana
dziewczyna dramatycznie upada na deski, raz za razem, raz za razem. Naharin jest wciąż niezadowolony. "Za bardzo
chronisz głowę", mówi. W finale filmu widzimy oczywiście ostateczną wersję
ćwiczonego przez artystkę gestu: wypracowany w pocie, łzach i siniakach element
składowy tanecznego spektaklu. Dokumen Tomera Heymanna opowiada niby o Naharinie, ale przy okazji przemyca głębszą myśl o relacji
artysty z jego dziełem. Pokazuje, że taniec to napięcie, poświęcenie, proces.
Tancerz, reż. Steven Cantor, 2016
Wirtuoz, najgorętsza gwiazda świata
tanecznego, najmłodszy w historii główny solista The Royal Ballet - Sergei Polunin. Ukraiński tancerz jest również
nazywany Jamesse Deanem świata
baletu, wytatuowanym i niegrzecznym chłopcem o trudnym charakterze. Na szczyt
dotarł błyskawicznie i równie szybko w wieku zaledwie 25 lat odszedł z powodu
wypalenia zawodowego. A tańczył przecież jak marzenie, choć przyznawał, że
czasami pod wpływem kokainy. Film szczerze opowiada o tej morderczej drodze na
szczyt, tragicznej ze szczytu i o powolnym świadomym powrocie. (Teledysk „Take
Me to Church” na youtubie ma ponad 28 milionów wyświetleń: https://www.youtube.com/watch?v=c-tW0CkvdDI&list=PLE7DV3CUEe2Gsua5I0_RXvP9VGYDdqmVQ&index=1) Ale „Tancerz” to może przede
wszystkim dokument o cenie, jaką się płaci za geniusz talentu.
Billy Elliot, reż. Stephen Daldry, 2000
Najlepszy film
motywujący. Jeśli ktoś ma talent, to jego obowiązkiem życiowym jest dać mu
szansę rozkwitnąć. Na przekór wszystkiemu. Podziałowi, że dla chłopców
niebieski, a dla dziewczynek różowy i że w kopalnianym zagłębiu musisz zostać górnikiem.
Mądry, zabawny i wzruszający film. I niezwykle uroczy Jamie Bell, w którym nie sposób się nie zakochać! Absolutnie fenomenalna scena, gdy wszystko się w nim
buntuje wobec decyzji zabraniającej mu tańczyć. Wybiega z domu i całym sobą tańczy.
Czysty żywioł!
Pina, reż. Wim Wenders, 2011
Film hołd złożony
przez przyjaciela i wielbiciela twórczości Pinie Bausch. Wenders miał zrobić
film z Piną, niestety odeszła zbyt nagle. Zrobił zatem film z jej tancerzami,
którzy mówią i pokazują, czego ich nauczyła, a raczej czego dzięki niej
doświadczyli i dowiedzieli się o tańcu, o samych sobie, o życiu. Wspaniały film
o ruchu, gestach, choreografii. Ale według mnie bardziej jednak o uczuciach,
wrażeniach. O pięknie. O wyrażaniu piękna. I o spotkaniach z drugim
człowiekiem.
All That Jazz, reż. Bob Fosse, 1979
Show Time! Rewelacyjne
choreografie Boba Fosse’a. Arcydzieło. Tłumaczone jako cały ten zgiełk. Bolesny
film o artyście i kosztach, jakie ponosi będąc artystą na szczycie. W lawinie
oczekiwań, emocji, krytyki, frustracji. Jak uzyskać gotowość geniusza na
zawołanie? Film o artystycznej autodestrukcji. O walce, żeby nie upaść. I znów,
żeby nie upaść. Codzienne mozolne wdrapywanie się lub błyskawiczny skok dzięki
używkom. Show Time! Mocny. Ekspresyjny. Z olśniewającą sceną finałową „Bye Bye
Life”.
Czarny łabędź, reż. Darren Aronofsky, 2010
Mroczny dramat psychologiczny o przygotowaniach
do głównej roli w „Jeziorze Łabędzim”. O zejściu do piekieł kruchej psychiki. W
tych rejonach wizjonerski Aronofsky czuje się wyśmienicie. Bezwzględny świat baletu,
krew, pot i łzy plus mroczny świat rozpętanych ambicji. I zgubna obsesja
perfekcyjności, która wiedzie do kolejnych kręgów zatracania się w obłędzie. Ciało,
które ma być idealną maszynerią wyrażającą koszmary duszy. Czy taka jest cena
ideału? Bardzo wyestetyzowany, zmysłowy i emocjonalnie intensywny film. Oglądanie
przez wrażliwych odbiorców bywa dość kosztowne! Zachwycająca praca kamery,
która niemalże tańczy razem z bohaterami. Natalie Portman przez rok ćwiczyła balet
i zasłużenie zgarnęła Oscara za główną rolę żeńską.
Gorączka sobotniej nocy, reż. John Badham, 1977
Ach jak ten młody
Travolta kroczy przez nowojorskie ulice w rytmie boskich głosów zespołu Bee
Gees. I jak zdobywa parkiet w klubie „Odyseja 2001”. Jakby walczył o życie. W błyszczącej
koszuli z ogromnym kołnierzem nareszcie jest królem w swojej bajce. Bo
codzienność głównego bohatera do bajek nie należy. Ratunkiem jest pasja. Taka,
która pochłania bez reszty, staje się prawdziwym oddechem. Dzięki roli Tony'ego
Manero i popisowej solówce do piosenki "You Should Be Dancing" John
Travolta stał się idolem nastolatek. A gdy ktoś nagle usłyszy "Stayin'
Alive" to nogi same ruszają do tanecznego spaceru. Z werwą.
Tango, reż. Carlos Saura, 1998
Muzyka Astor
Piazzola i Lalo Schiffrin, a zdjęcia Vittorio Storaro czyli przepiękna uczta. I
reżyser, który doskonale wie, jak opowiedzieć o tangu, byśmy zrozumieli, że to coś
więcej niż układ choreograficzny do muzyki. Tango to nie taniec. To instynkt. To
się ma w krwiobiegu.
Białe noce, reż. Taylor Hackford, 1985
11 piruetów. W
kulminacyjnej scenie „pojedynku” Barysznikow wykręca 11 piruetów. Bez niego nie
byłoby tego filmu. Również dlatego, że to trochę jego historia. Artysty w
szponach Związku Radzieckiego, który próbuje „wydostać się”. Ścigany,
inwigilowany, miażdżony przez władzę. I rozpaczliwie tęskniący za rosyjską „duszą”.
Wystarczy zobaczyć fragment gdy Barysznikow sam na wielkiej scenie w pustym
teatrze tańczy do piosenki Włodzimierza Wysockiego.
Niżyński, reż. Herbert Ross, 1980
Film biograficzny
o Wacławie Niżyńskim. Polskim chłopcu, który tańcząc w Baletach Rosyjskich
Diagilewa rozkochał publiczność nie tylko paryską. Niezwykle utalentowany i
odważny szokował swoimi występami. W „Popołudniu fauna” wykonując nieprzystojne
ruchy lub przygotowując rewolucyjną choreografię do prapremiery „Święta wiosny”
Strawińskiego. Prapremiery zakończonej skandalem. Życie osobiste też nie
należało do spokojnych. I nie rozkwitło w blasku sławy. A film dokładnie po
kolei wszystko to opowiada, inscenizując ważne wcielenia baletmistrza. Plus
Jeremy Irons jako zazdrosny choreograf Fokin.
Isadora, reż. Karel Reisz, 1968
Isadora Duncan. Tancerka,
artystka, pasjonatka, rewolucjonistka. Postać niezwykła w czasach gdy kobiety
nie miały wielkiego pola do artystycznych działań. Pokazała światu czym
powinien być taniec. Boso, z rozwianymi włosami i w zwiewnej sukni. Z Gordonem
Craigiem reformowała teatr, romansowała z rosyjskim poetą Jesieninem. Soczysta,
namiętna. Zginęła tragicznie, najbardziej artystycznie jak to tylko możliwe. W
filmie Isadorę zagrała młoda Vanessa Redgrave, soczyście i namiętnie
oczywiście.
Dirty Dancing, reż. Emile Ardolino, 1987
Czyli „Wirujący seks” jak chciał polski tłumacz. Hit wakacyjny dla nastolatek z muzyką, która wciąż króluje na weselnych parkietach. Film inicjacyjny. Nieśmiała nastolatka przeżyje burzliwe wakacje, nauczy się tańczyć i co ważniejsze spektakularnie wskakiwać w bezpieczne ramiona (męskie bardzo) Patricka Swayze. I ten skok właśnie przejdzie do historii kina i będzie powielany setki razy na ekranie, w jeziorach, sypialniach i salach gimnastycznych. Kto tego nie próbował?













Świetne zestawienie, kilka pozycji muszę nadrobić :)
OdpowiedzUsuń