11 listopada,
czyli Bardzo Patriotyczne Święto Polskości. Jak pokazuje dzisiejsza
rzeczywistość różnie okazywanej. Ja postanowiłam patriotycznie uczcić Narodowe
Święto Niepodległości wybierając 10 najważniejszych postaci i zdarzeń z
polskiej kultury, które mnie kształtowały, zachwycały, inspirowały. Wybór bez
zastanowienia – wypisałam i patrząc na rezultat, złapałam się za głowę! A gdzie
pastele Wyspiańskiego i scena z maskami z Wyzwolenia”, „Emigranci” Mrożka, „Polowanie
na karaluchy” Głowackiego i snująca się słowiańska dusza u Konwickiego? „Grand
Valse Brillante” w wykonaniu Ewy Demarczyk, Młynarski, Przybora, Osiecka i
wszystkie piosenki z tekstem? Teatr Powszechny za Hubnera i spektakle
Grzegorzewskiego? Gdzie Norwid, Baczyński, Ficowski, Różewicz, Gombrowicz? Malczewski,
Gierymski, Mehoffer, Komeda, Ciechowski… i kilkadziesiąt innych nazwisk?
Cóż lista jest
spontaniczna, ani dogłębnie przemyślana, ani wykalkulowana. Zamiast krytykować,
zgadzać się lub nie, zróbcie natychmiast swoją własną. Moja poniżej:
(w kolejności jak
na zdjęciu powyżej od lewej w górny rzędzie)
1.
Plakaty
polskich grafików – wyobraźnia, kreatywność oraz niezła szczypta dowcipu, czyli
cała Polska Szkoła Plakatu z wybitnymi artystami. Na ich pracach wychowały się już
pokolenia artystów. A dobry plakat to precyzyjny, mocny cios w oko i umysł nie
pomijając emocji. Jak ten na fotografii powyżej: plakat do filmu KABARET
autorstwa Wiktora Górki
2.
Portrety
spod ręki Witkacego. Zachwycała mnie brawura regulaminu Firmy Portretowej.
Zachwycała mnie linia ruchu pastelami, która zahaczała o mroczne sekrety osobowości
modela. Zachwycały wszelkie sposoby utrwalania, od wylizanych po te z dowolną interpretacją
według intencji firmy. Dawno temu towarzyszył mi autoportret zawieszony w moim
nastolęcym pokoju jako wyraz artystycznego buntu – a świdrujące spojrzenie
Witkacego przeszywało mnie na wylot ilekroć na nie zerknęłam.
3.
„Lalka”
Bolesława Prusa jako najważniejsza powieść o Polakach – uroczych marzycielach,
sentymentalnych wzdychaczach, dumnych pawiach, upiornych zawistnikach, zadufanych
obrażalskich, pieniaczach, ideowcach, cwaniakach, naiwniakach. Oraz oczywiście
o małej wielkości i wiecznie urażonych ambicjach…
4.
Antoni
Słonimski i Julian Tuwim – „W oparach absurdu”. Cudowny duet znakomitych poetów
w wyśmienitej zabawie słowem. Zwłaszcza cykl ogłoszeń drobnych typu: „Bieliznę
damską starannie wykończoną mam na sobie”. Z sentymentem wspominam arcyzabawny
spektakl na podstawie tych tekstów przygotowany w zakopiańskim Teatrze Witkacego.
5.
Krystyna
Janda – kobieta-orkiestra. Tańczy, śpiewa, recytuje i zaraża energią. Wulkan
emocji, lawina pomysłów i kaskady śmiechu. I jeszcze trafne uwagi na blogu, i
Agnieszka z „Człowieka z marmuru”, którą chciały być niemal wszystkie
dziewczyny, i dawno temu „Edukacja Rity” w Ateneum, i obecnie „Danuta W” i „Boska”
w Polonii, i zacięcie społecznikowskie. Wszystko w jednej osobie. A można by obdzielić
kilka życiorysów. Podoba mi się, jak walczy, żeby świat był chociaż o odrobinę
lepszy.
6.
„Pianista”
Romana Polańskiego. Jedna postać, w której wyświetla się los całego pokolenia
zmiażdżonego przez wojenny walec. Film o upokorzeniu człowieka, którego
egzystencja sprowadza się do fizjologii zaszczutego stworzenia. Gdy bohaterstwem
staje się walka o kolejny oddech. A ponieważ z tymi doświadczeniami łączą się
losy samego reżysera łatwiej zrozumieć, że dla ludzi po takich przeżyciach nic
już nie mogło być „jak wcześniej”. Zwracam uwagę na genialny plakat powyżej.
7.
Stanisław
Dygat – "Jezioro Bodeńskie" oraz wszystkie książki, które napisał. Nic więcej nie
powiem. Dla mnie najlepszy.
8.
„Kanał”
Andrzeja Wajdy oraz wszystkie inne filmy tegoż reżysera, na których uczyłam się
polskości nie na klęczkach. Tej niewygodnej, uwierającej, kłopotliwej. I której
pozbyć się nie da, bo gdzieś w krwiobiegu tak głęboko, ale dzięki filmom Wajdy nabierała
soczystości. I rozkwitała w porywających obrazach i metaforach.
9.
Tadeusz
Kantor – „Wielopole, Wielopole”. Teatr pamięci i teatr śmierci, czyli jak
opowiadać o tym, co pamiętamy z tego, co minęło. Zaczarowały mnie te spektakle
i wciąż w głowie brzmią frazy wielokrotnie powtarzane przez aktorów ze świata
pomiędzy żywymi i umarłymi.
10.
Czesław
Miłosz. To On był tajnym, wówczas nie do końca uświadomionym, motorem mojego pobytu
w Berkeley. Musiałam Go spotkać, musiałam wspiąć się na Grizzly Peak do Jego
posiadłości i własnymi oczami przeżyć widzenie nad Zatoką San Francisco. Do
dziś do zatrzymania z pędu codzienności wystarczy kilka linijek z
któregokolwiek wiersza. I lubię taki stan.
