czwartek, 7 września 2017

Kamila Straszyńska - W roli głównej: kobieta


Paolo Virzi - La pazza gioia
Kim jest kobieta? Pytania o determinanty stawiamy sobie nie od dziś, szukamy priorytetów w biologii i kulturze, chcąc stworzyć pełen obraz płci pięknej. Ojej, czy nazwanie jej piękną nie przekracza już granic dobrego smaku? Czasem aż strach otworzyć usta by nie strzelić gafy-samobója. Z lekkim przekąsem komentuję wszelkie ekstremizmy, także ten feministyczny, bo do pewnych rzeczy należy podchodzić ze zdrowym dystansem.

Nie zmienia to faktu, że podejście do kobiecych ról społecznych i kulturalnych jest po prostu tragiczne. Tak, to prawda, że premierami kilku europejskich państw są kobiety. Że kobiety są prezesami wielkich korporacji, że pełnią odpowiedzialne funkcje na wysokich szczeblach. Sprawa toczy się na niższym poziomie, o znacznie szerszym horyzoncie. Kobieta w przestrzeni publicznej – na billboardach, w telewizji, w reklamach w gazecie, to zupełnie inna bajka, niż panie w garniturach. To, w jaki sposób kreuje się wizerunek płci, wciąż zdominowane jest przez nie tyle zmaskulinizowany, co po prostu idiotyczny punkt widzenia. Szokujące jest w mojej opinii promowanie kobiecego piękna, rozwieszając na budynkach reklamy z otyłymi babkami w lateksie, które nie wiem czy mają się wpisywać w nurt body positive czy mają kogoś upokorzyć za jego zgodą… Dlaczego kobieta, żeby była atrakcyjna ma być naga/ prawie naga/ w wersji seksi sado-maso?

Praca - manifest zespołu artystek Guerrilla Girls
Problem nie dotyczy tylko „użycia” kobiet, ale także artystycznej obecności ich samych. Nie chodzi wyłącznie o sztuki plastyczne, choć zbadano, że tylko 5% prac w muzeach sztuki współczesnej jest autorstwa artystek. Inne statystki podają zastraszające informacje dotyczące filmowych ról kobiecych – częstotliwości i charakteru pojawiania się na ekranie, oraz tematu rozmów. Nie jest moim celem mierzenie słupków, ale rzecz w tym, że kobieta w filmie oznacza zazwyczaj partnerkę dla głównego bohatera męskiego, której istnienie jest od niego uzależnione. Jedyne co ma do powiedzenia zazwyczaj dotyczy mężczyzny. Ileż razy możemy oglądać herosa i damę w opałach (w różnych wariantach)? Kolejny raz powtarza się dawny schemat opowieści i nie ma w tym nic złego. Warto jednak zauważyć, że to nie kwestia zmieniającego się światopoglądu, lecz samego świata.

Na szczęście temat nie dostarcza tylko pożywki do narzekania. Istnieje mnóstwo pięknych filmów o kobietach silnych, ale i delikatnych, odważnych, ale i niepewnych – zobrazowanych w pełnym wymiarze człowieczeństwa.



Pedro Almodovar - Julieta
Do wspaniałych artystów mówiących o kobiecej naturze należy bez zwątpienia Pedro Almodovar. Volver czy Julieta to naprawdę poruszające studia przede wszystkim o relacji matki i córki. Bez patosu i sztucznych wzruszeń opowiadają historie rozłąki, rozdzielenia jednej od drugiej. O silnej więzi, która może budować i może niszczyć. Kobiety Almodovara są delikatne, a mimo pozornej słabości nieraz okazują się potężne. Czy żeby być super-heroiną trzeba ćwiartować wrogów mieczem albo dusić lateksem? Można. Ale można też umieć przeżyć cierpienia, nie oddawać głowy pod ostrze, tylko za wszelką cenę żyć dalej.

Pedro Almodovar - Volver


W świetle dzisiejszej narracji na temat wartości poświęcenia, warto zobaczyć jego inne oblicze. Almodovar z całą swoją wrażliwością oddaje hołd kobiecej sile bez natrętnych haseł, wsiadania na traktory i rozpętywania wojen o organy wewnętrzne. Wizerunek kobiety z południa Europy wydaje się jednocześnie odwoływać do tradycyjnych cnót społecznych, jak i wychodzić naprzeciw wyzwaniom współczesności. Kwiaty we włosach nie przeszkadzają w podejmowaniu decyzji ostatecznych i dramatycznych. Tak zwanych męskich.







Choć nie ma wątpliwości, że Almodovar jest mistrzem, to w moim prywatnym rankingu najlepszych ról kobiecych, znajduje się odkrycie tego lata. Pazza gioia. Zwariować ze szczęścia. Film Paolo Virziego z zeszłego roku podbił moje serce swoją prostotą i niebanalnością historii. Dwie kobiety, które się zaprzyjaźniają – brzmi jak scenariusz filmu science-fiction. A jednak, okazuje się, że są na Ziemi rzeczy, o którym nie śniło się filozofom. Dwie nie byle jakie bohaterki, napisane przez scenarzystów z fantazją i wdziękiem, które dążą do… szczęścia. Tak proste, a tak wzruszające i piękne. Dowcipne, nieoczywiste dialogi, które wzbogacają w gruncie rzeczy dramatyczną i przygnębiającą fabułę, sprawiają, że film można zaliczyć do najciekawszych propozycji kina włoskiego ostatnich lat. Jesteśmy zbudowani i wzruszeni, mimo że oglądamy losy narkomanki pozbawionej dziecka po próbie samobójczej i samotnej wariatki odrzuconej przez bliskich. Okazuje się jednak, że kobieca przyjaźń, temperament i wrażliwe serca, to doskonały materiał, zwłaszcza w wykonaniu Valerii Bruni Tedeschi i Micaeli Ramazzotti. Co ciekawe, żadna z nich nie wpisuje się w kanony piękna z cat-walków. To bohaterki angażujące widza emocjonalnie do tego stopnia, że z czasem odkrywa się ich wewnętrzne piękno, które promieniuje na zewnątrz. Okazuje się, że płeć piękna może być piękna na mniej banalnej płaszczyźnie. Ot co!

Tu pojawia się kolejny problem. Problem równowagi. Bo możemy, a nawet musimy walczyć o prawa kobiet. Musimy kreować ich wizerunek zgodnie z prawdą, nie zatrzymując się na krągłych tyłkach i dużych oczach. Ta walka jednak nie powinna przechodzić z kolei w przesadę po drugiej stronie. Dążę tu do tematyki macierzyństwa. Główna bohaterka Zwariować ze szczęścia za wszelką cenę chce odzyskać swoje dziecko. Penelopa Cruz w Volver zabija, by obronić swoją córkę. Te postaci to matki. Matki kochają swoje dzieci najbardziej na świecie. Przynajmniej część z nich. Jednak współczesna narracja feministyczna w pewnym sensie deprecjonuje macierzyństwo, traktuje kobiety, które chcą poświęcić się dzieciom jak swoisty gorszy sort.

Zastanawia mnie to. Nie jestem zwolenniczką traktowania kobiety jak inkubatora, to ostatnie czego bym życzyła sobie i innym. Ale cóż może być ważniejszego i piękniejszego, niż stworzenie nowego życia? Dla wielu ludzi jest to wiodący sens ich życia. Nie powinno to jednak blokować kobietom drogi do celów wyższych, innych niż przedłużenie gatunku. Kobieta ma takie samo prawo do bycia artystką, do bycia traktowaną poważnie. Ta nierówność przejawia się zarówno w charakterze postaci żeńskich, jak i podejściu do twórczości kobiecej. Może to paranoja, ale już w haśle literatury czy prasy kobiecej pobrzmiewa w moim uchu coś nieadekwatnie prześmiewczego. Pisarka jest taką samą artystką jak pisarz, reżyserka jak reżyser, malarka jak malarz. Chciałabym powiedzieć, że muzyczka jak muzyk, ale język polski nie jest aż tak giętki, żeby wyrazić wszystko, co myśli głowa. Zresztą nie ma dla mnie nic obraźliwego w nazwaniu kobiety muzykiem. Jest za to nie do zaakceptowania, że kompetencje artystyczne bywają podważane na podstawie płci. Macierzyństwo również nie powinno być podstawą do gorszego traktowania. Ale tu znów wiele zależy od mężczyzn. Czy kiedyś zauważą, że także w ich przypadku bycie ojcem jest ich życiową najważniejszą rolą? Na razie nadzieję na zwiększenie estymy wobec kobiet w sztuce pokładam w Almodovarze. I Virzim.


We wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek, nie stawiać pewnych spraw ostatecznie. Nie chodzi o wszczęcie walki płci, która według tak wielu naprawdę mądrych ludzi była, jest i będzie siłą napędową świata. Bądźmy po prostu ludzcy. Grajmy nasze role jak Marlon Brando i Meryl Streep. Najlepiej. I pozwólmy sobie zagrać te jak najmniej banalne. W filmach, w książkach i w życiu. 
Praca - manifest zespołu artystek Guerrilla Girls