środa, 9 października 2019

Anna Kozłowska - 10 filmów ku przestrodze



Mechanizm jest prosty. Znany od dawna. Stary jak świat? Prymitywnymi populistycznymi hasłami zdobyć władzę. Stłamsić elity (intelektualne i artystyczne). Wprowadzić chaos, by pod pozorami robienia niezbędnych porządków narzucić własne reguły. Wyrzucić fachowców, obsadzić stanowiska wiernymi poddanymi. Przejąć media i sączyć jedynie słuszną ideę. Tym, którzy nie umieją samodzielnie patrzeć pokazać jedyny upiększony obrazek świata. Kupić przywilejami, omamić mamoną i rozdawać szerokim gestem. Uwieść obietnicami. Bez pokrycia, bez konkretów, ale też i bez możliwości zadawania pytań bądź kwestionowania czegokolwiek. Sponiewierać ideały i autorytety. Znaleźć kozła ofiarnego. Jakiegokolwiek byle był widoczny, odmienny, łatwy do rozpoznania. I szczuć. Coraz mocniej. Z tygodnia na tydzień coraz mocniej. Zastraszyć. Podsycać nienawiść. Liczą się emocje. Nie rozum. STOP. A może włączyć myślenie? Oto kilka filmów, które mogą sprowokować głębsze refleksje:


Kabaret (Cabaret) 
reż. Bob Fosse, 1972

Wystarczy jedna scena, by opowiedzieć, co wydarzyło się w Niemczech w latach 30. Piosenka „Jutro należy do mnie”. Najlepsza metafora narodu, którego uwiodła idea wielkości. Kamera pokazuje uroczego blond chłopca w sielskim pejzażu śpiewającego śliczną piosenkę o świetlanej przyszłości. Z każdym kolejnym wersem dołączają do niego coraz bardziej rozochoceni, zmotywowani, zaangażowani mieszkańcy, którzy wykrzykują, że przyszłość należy do nich. I bez żadnych wątpliwości zrobią wszystko, by tak było. Skoro wódz ich tam zaprowadzi…


Arcydzieło. I jeden z najlepszych filmów opowiadających historię, jak do tego doszło. Lekkie najpierw zdziwienie bohaterów, potem zaskoczenie, następnie zaniepokojenie, lęk, obawa, strach i kompletną niemoc. Bo już zbyt późno, by podjąć jakiekolwiek działanie przeciwko.






Zmierzch bogów (La caduta degli dei) 
reż. Luchino Visconti, 1969
Urodziny nestora rodu, właściciela wielkiej stalowni, której produkcja jest łakomym kąskiem dla żądnych zbrojenia Niemiec. Urodziny odbywają się w dniu podpalenia Reichstagu. Podpalona demokracja, podpalony porządek. Z każdą kolejną sceną zanurzamy się w kolejne sfery piekieł. Jakby było ono bez dna. Degrengolada. I w tym rodzinnym dramacie nie ma ani jednej pozytywnej postaci. Nie ma godności. Nie ma szacunku. Nie ma honoru. Ten świat się zawalił. Monumentalny, przepięknie sfilmowany zmierzch. I nie będzie poranka.





Sophie Scholl 
reż. Marc Rothemund, 2005
Film o tym jak wszyscy wokół się poddali. Bo niewielu miało niezgodę na tamtą rzeczywistość. Choć trudno było wyjechać, to jednak łatwiej było wyjechać niż protestować. Ktoś się kiedyś obruszył, że po co Niemcy robią film o tematyce przeciwstawiania się nazistom, skoro tam żadnego ruchu oporu nie było, żadnych Szarych Szeregów, ani podziemnej AK. Sama Sophie Scholl. No i właśnie o tym jest ten film. Zastraszone, bierne społeczeństwo i tylko jedna Sophie Scholl.






Mefisto
reż. István Szabó, 1981 
Młody aktor głodny sukcesu. Żeni się z bogatą panną (w tej roli Krystyna Janda) i dzięki koneksjom teścia trafia do Teatru Narodowego. I nareszcie może grać. Główną rolę. Głuchy i ślepy na to, co dzieje się wokół. „To mnie nie dotyczy… nie zrobiłem nic złego… ja tylko chciałem grać…” Aktor to człowiek. I zawsze ma wybór. Może się zachować tak, żeby rano spojrzeć w lustro. Albo zachować inaczej, omijając wszelkie niewygodne lustra. Świetny film, bo każe pomyśleć o nadwyrężonych i złamanych moralnych kręgosłupach artystów.


Więzień nienawiści (American History X )
reż. Tony Kaye, 1998
Ten film nie dzieje się w Niemczech w latach 30. Ta historia dzieje się w Ameryce nie tak dawno temu, i prawdopodobnie dzieje się właśnie teraz w wielu innych miejscach świata. Ale tak jak w filmie, zanim Ci, którzy przejrzą na oczy i w trwodze spróbują powstrzymać tych, których zachęcili… będzie za późno. Bo ta ideologia ma niezwykłą siłę kuszenia młodych nieopierzonych nastolatków. Te napięte mięśnie, prężny krok, moc argumentu siły. Rasa panów uwielbia wzbudzać strach. Im mniejszy człowiek tym silniejsza potrzeba wielkości. I potrzebna drabina, by zbudować hierarchię strachu. Happy endu nie będzie.




Triumf woli (Triumph des Willens)
reż. Leni Riefenstahl, 1934
Majstersztyk kina propagandowego. Dokument z szóstego zjazdu NSDAP w Norymberdze z idealnym przywódcą i cudowną rzeczywistością w tle. Imponująca ideologiczna reklamówka. Siła obrazu. Działa, bo już po chwili można nabrać ochoty, by stać się niebieskookim jasnym blondynem, który z młodzieńczą werwą maszeruje ku świetlanej przyszłości. To porywający i bardzo groźny film. Bo pokazuje, jak łatwo łatwowiernych młodych ludzi porwać.





Konformista (Il Conformista) 
reż. Bernardo Bertolucci, 1970
Konformista. Poddaje się ideologii, bo tak jest najłatwiej, czy też zachowuje się jak mu wygodnie, a ideologia jest doskonałą wymówką? Gdzie tkwi sedno? Dlaczego społeczeństwo dało się uwieść? Bertolucci rozlicza faszystowskie Włochy. W przepięknej scenerii (co za kadry i światło!) osacza bohatera. Jakaś odpowiedzialność? Wyrzuty sumienia? Dodałabym jeszcze jedno pytanie: Jakie są koszty uwikłania całego społeczeństwa w ideę, która szybko zbankrutuje…



 Europa, Europa 
reż. Agnieszka Holland, 1990
Film oparty na faktach. O żydowskim chłopcu, którego los rzuca w szpony różnych ideologii. Najpierw jako sierota trafia do komsomolskiej organizacji i w czerwonej chuście pozwala zaczarować się stalinowskim cukierkom. Potem front zagarnia go na niemiecką stronę. W trosce o właściwe wychowanie trafia do Hitlerjugend i tam staje się biologicznie wzorcowym Aryjczykiem. Wytresowany naiwnie i żarliwie służy komu w danej chwili trzeba, bo chce po prostu przeżyć, żyć… A mechanizmy oczadzania młodych dusz i umysłów są dokładnie takie same, bez względu na ideologię.
  



Dziewczyna marzeń 
(La niña de tus ojos) 
reż. Fernando Trueba, 1998
Berlin 1938. Jeszcze nie wojna ta z bombami, ale ta propagandowa już na najwyższych obrotach. Hiszpańska ekipa ma współrealizować z Niemcami film oparty na andaluzyjskim musicalu. Rozpoczynają z lekką ostrożnością, napięcie rośnie, wybuchają kolejne konflikty. W głównej aktorce (Penélope Cruz) zakochuje się szef propagandy Goebbels, a na planie pojawia się więzień, rosyjski Żyd zmuszony do statystowania w filmie. Doskonałe przypomnienie, że zanim padną strzały najpierw padną słowa. Z gazet, książek, sceny i ekranu. Zaczyna się niewinnie…





Dyktator (The Great Dictator) 
reż. Charles Chaplin, 1940
Satyra na nazistowskie Niemcy. Dwie łudząco podobne postaci dyktator Hynkel i ofiara jego rządów żydowski fryzjer. I brawurowe aktorstwo Chaplina. Salwy śmiechu. Bo artysta odważnie (jak na ówczesne warunki Hollywood) ośmiesza fanfaronady Hitlera i obnaża kulisy władzy. Ale ten film, który bawi znakomitymi scenami nie daje ukojenia. W finale Chaplin jako żydowski fryzjer w stroju dyktatora wygłasza wspaniałą przemowę. Im piękniej mówi, tym bardziej rozumiemy, jakiego świata pragniemy i jak bardzo jest to pragnienie niemożliwe do spełnienia.