Spodziewaliśmy się, że to trochę potrwa. Nikt nie
wiedział i dalej nie wie - jak długo. Raz po raz wydaje nam się, że to już, a
potem niespodziewany zwrot akcji, wskaźniki idą w górę, zamykają się drzwi.
Drzwi domów, instytucji, sklepów. I znowu lockdown. I znowu niepokój. Tutaj
mówimy na to l’ansia, czyta się lansja.
Czy już się przyzwyczailiśmy?
Czytam pamiętniki z czasów zarazy “Jutro nie
mieści się w głowie”. Tytuł jest genialny, w punkt nazywa stan, w którym tkwimy
od roku. Rok to strasznie dużo czasu. Czasu, nad którym straciliśmy kontrolę.
Czasem myślę, że może to jest tylko mój problem -
mania kontroli. Jak się ma manie kontroli to żyje się w ciągłym niepokoju,
sprawdza się po kilka razy czy to, co się przed chwilą wsadziło do kieszeni
nadal w niej jest. Ansia.
Czytam pamiętniki z czasów zarazy, które
relacjonują pierwsze dni epidemii, wtedy jeszcze nie pandemii, a potem jej
rozwój. Wydaje się, że to było tak dawno. A może jednak nie tak dawno? W końcu
pewne wrażenia powtarzają się w nieskończoność, wciąż tak samo, jakby chciały
żeby się ich dobrze nauczyć na pamięć. I opowiedzieć potomności.
Odczuwam przedziwną wspólnotę doświadczeń -
poszczególne strony, niektóre zdania wydają się wyciągnięte z mojej głowy,
przepisane z moich sekretnych dzienników. Kto by pomyślał, że kiedyś poczuje
zjednoczenie z ludzkością i że odbędzie się to
poprzez globalna katastrofę? Wierzyłam, że takie zjednoczenie jest
możliwe dzięki sztuce, dzięki mistycznym doznaniom teatralnym, literackim czy
jakim tam bądź. Wierzyłam, że poprzez archetypiczne doświadczenia nawiązuje się
łączność z energią wszechświata, energią wszystkich ludzi. Wyobrażam sobie jaki
ogrom reprezentuje wyrażenie: Wszyscy Ludzie. Wszyscy. Tymczasem nie.
Połączenie ze Wszystkimi Ludźmi pojawiło się odkąd wszyscy zakryli twarze. I
wszystkich tak samo boli za uchem. I wszystkim okulary zachodzą parą z własnych
oddechów.
Czytam, wchodzę z butami w prywatność kilku osób,
których teksty składają się na ten historyczny zapis. Dawno nie byłam tak
blisko cudzej codzienności. Włażę im do domu, do głów. Autorzy posługują się
różnymi estetykami, pochłaniają ich inne problemy, ale to właśnie ten wielogłos
nadaje całości uniwersalnego charakteru. Uniwersalnego, wszechświatowego,
powszechnego. Pandemicznego.
I znów lockdown. Skala niebezpieczeństwa
przekracza standardowo wyznaczone normy dopuszczalności wszelkich krwiożerczych
niebezpieczeństw dnia codziennego. Mordercza siła szaleje po ulicach. Innymi
słowy nie dzieje się nic. Żyje staje się płaskie. Jednostajność doświadczeń
zabija chęć prowokowania nowych. O tak, jutro będzie takie samo. Od roku jutro
jest coraz bardziej ponure. Naprawdę nie mieści mi się już w głowie.
Ta walka jest jak nieskończenie długa zima, w
marcu zaczyna brakować woli do wysiłku ogrzewania ciała i duszy. Tymczasem
marzec trwa i trwa. Poczucie wspólnoty - być może rośnie, ciężko powiedzieć.
Potęga sztuki - już nie pamiętam, coś tam jeszcze iskrzy, dogorywa. Perspektywa
na radosną przyszłość wydaje się daleka jak myśl o morskiej kąpieli pierwszego
dnia szkoły. Tyle jest jeszcze do zrobienia. Ech.
W tym wymuszonym bezruchu nie pozostaje nic
innego jak obserwować. Obserwować uważnie, nie tracić bystrości. Autorzy “Jutro
nie mieści się w głowie” nie tracą. Czytanie tych dzienników sprawia, że nabiera
się historycznej świadomości momentu, w którym się żyje. Tu i teraz
doświadczamy czegoś co trwa już rok. Jak na egzaminie z historii: wojna X od
1367 do 1369 - dwa lata, a to krótko! Zmiany Y między latami 60. a 80. -
dwadzieścia lat, prawie całe moje dotychczasowe życie. Krótko czy długo?
Przeżywając coś poprzez nabytą świadomość
historyczną, nagle cyfry, numery, daty zyskują znaczenie. Warto dokumentować
takie doświadczenie - tak jak warto zapisywać to, co czyni nas szczęśliwymi. A
na co nie ma czasu, kiedy przeżywa się szczęście. Dziś patrzę na zdjęcia z
jakiejś przypadkowej niedzieli w parku, całuję butelkę wina z beznadziejnie
zaplecionym wiankiem na głowie. Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek będę się
rozczulać nad tamtą chwilą?
I wściekam się na siebie za to bycie miękką pałą,
rozczulanie się i gapienie się w punkt. Ehila, jest tam kto w środku tego
załamanego ciała? Hop hop, proszę się tu nie rozleniwiać i brać się do roboty.
Działać mimo wszystko, nie ma czasu do stracenia. Trzeba szukać bodźców, stymulacji dla umysłu,
nowych wrażeń, umiejętności. Czytać, oglądać, poznawać. Ansia.
Chyba tylko lansja jeszcze mnie może uratować
przed kompletną degrengoladą.