sobota, 28 marca 2015

Kamila Straszyńska - ptak i wąż / na międzynarodowy dzień teatru







Coś wisi w powietrzu. I to w atmosferze wokół całego świata, bo tknęło zarówno Amerykanów jak i Francuzów (a może i kogoś więcej, ale o tym nie wiemy).  Twórcy kina jednocześnie składają swego rodzaju hołd teatrowi. Dwa filmy, powstałe w niedalekim odstępie czasowym, poddają wnikliwej analizie psychologicznej aktora - artystę: mechanizm budowania roli, powolne wchodzenie w skórę postaci i późniejsze konsekwencje tego zlania się w jedno dwóch osobowości. Zarówno "Birdman" jak i "Sils Maria" utrzymują widza w intelektualnym klimacie filozoficznej refleksji nad samym sobą wobec sztuki.

Oba filmy za głównych bohaterów mają aktorów w średnim wieku, których wciąż prześladuje demon przeszłości i tragiczna świadomość upływającego czasu. Dla obojga z nich dawna świetność jest czymś, co daje im punkt wyjścia dla postrzegania siebie. W przypadku "Birdmana", Riggan Thompson (genialny Michael Keaton) próbuje zbudować swoją pozycję artystyczną na nowo, w oderwaniu od wizerunku superbohatera, którego zagrał w młodości. Wystawia zatem na Broadwayu ambitną sztukę  Raymonda Carvera  "O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości". Z kolei bohaterka "Sils Maria" - Maria Enders  (również wspaniała Juliette Binoche),  która zasłynęła rolą młodej Sigrid w dramacie "Wąż z Maloja", teraz ma wcielić się w starszą i słabszą Helenę z tego samego tekstu.

Oprócz podskórnego przekazu te filmy różnią się w zasadzie wszystkim. "Birdman" jest arcydziełem sztuki filmowej pod względem gry z konwencją -  2 godziny prawie bez cięć, zabawa zatrzymywaniem czasu, muzyką, montażem scen. Widz może się nawet zgubić co się wydarzyło, a co było tylko projekcją myśli bohaterów. "Sils Maria" pod tym względem jest znacznie bardziej zachowawczym filmem. Długie ujęcia, klasyczna struktura, dużo ujęć widoków - to wszystko stanowi tło dla świetnie napisanych dialogów wchodzących głęboko w psychologię postaci. Poziom aktorski obu filmów jest równie wysoki, chociaż role drugoplanowe w "Bridmanie" (Emma Stone, Edward Norton) są bardziej pełnokrwiste i interesujące, niż całkiem niezła jak na dotychczasowe popisy Kristen Stewart. (Uważam za absurdalne stwierdzenie, że przyćmiewa ona Juliette Binoche). Wrócę jednak do meritum - podskórny przekaz.

"Birdman" w całości rozgrywa się w teatrze, "Sils Maria" krąży przede wszystkim wokół teatru. Gdyby w kinie nie pokazywano innych filmów, można by dojść do tego, że kamera służy dziś głównie do opowiadania o wyższej sztuce, jaką jest teatr. Aktor w teatrze jest wszystkim, więc i daje z siebie wszystko - nie tylko w sensie zaangażowania czasowego, lecz i poświęcenia całej duszy i umysłu. Film może pokazać dosłownie zjawiska nadprzyrodzone, ma do tego środki w postaci efektów specjalnych. Teatr jest ich pozbawiony. Jest jednak z samej swojej istoty sferą magiczną. W teatrze zaczynamy dajemy sobą z własnej woli manipulować, zgadzając się jako widzowie na całkowitą umowność. Ktoś młody może być kimś starym, kobieta może być mężczyzną, dorosły może być dzieckiem, a kawałek patyka może być drzewem. Zgadzamy się na to, ale tylko na czas przedstawienia. Oddajemy widowisku nasze poczucie rzeczywistości, co jest przecież sprzeczne z naszą naturą. Może być nawet niebezpieczne (na co wskazują długie dzieje nienawiści do teatru). To swego rodzaju popadanie w szaleństwo, ale tylko na chwilę. To, czego doznajemy w teatrze jest nieopisywalne, samo przedstawienie jest przecież ulotne - za każdym razem inne. Film raz nakręcony, pozostaje taki sam dla wszystkich następnych pokoleń. I w takiej niezmiennej formie opowiedzieli nam o tym twórcy "Birdmana" i "Sils Maria", pokazując jak wielka jest moc teatru i jak potężne jest jej oddziaływanie na artystów. Rola teatralna kradnie im jakiś skrawek duszy. Do aktu jego oddania muszą się starannie przygotować. Teatr zachłannie wciąga swoich twórców.

Dajmy się wciągnąć.

piątek, 27 marca 2015

Anna Kozłowska - O teatrze i aktorstwie w filmach

W Dzień Teatru spoglądam na historię i kina i wybieram 12 filmów, które w istotny sposób opowiadają o teatrze i aktorskich zmaganiach. Wszystkie świetne!


Tootsie, reż. Sidney Pollack
O pasji. Czyli o tym, że aktor pasjonat zagra wszystko poświęcając wszystko. O niezgodzie na fałsz i hipokryzję. Oraz oczywiście aktorskie fajerwerki w wykonaniu Dustina Hoffmana! Po tym filmie nikt już nie miał wątpliwości, że może zagrać pomidora i wszystkie inne warzywa, o czym świadczy słynna rozmowa z agentem: https://www.youtube.com/watch?v=BnHqiipcw6g


Aktorzy prowincjonalni, reż. Agnieszka Holland 
O teatrze. Dotkliwie i mądrze, czyli jak zawsze u Agnieszki Holland. O zmaganiach z tekstem, reżyserem, aktorami, okolicznościami i przede wszystkim z samym sobą. O przyzwoitości i łamaniu moralnych kręgosłupów. Nie tylko na prowincji i nie tylko w czasach PRL-u – o czym świadczy choćby ta rozmowa: https://www.youtube.com/watch?v=IBEjsFPDE3k


Wszystko o Ewie, reż. Joseph L. Mankiewicz
O tym, jaki to okrutny zawód dla aktorek. Tyle energii, trudu, upokorzeń, poświęceń, żeby wspiąć się na szczyt. I tylko po to, by natychmiast poczuć na plecach oddech konkurencji, młodszej i bardziej pożądanej. I wspaniała Bette Davis, która to wszystko dotkliwie rozumie, gdy na scenę wkracza aspirująca Marylin Monroe: https://www.youtube.com/watch?v=Y-V-00ryWnU



 
Strzały na Broadwayu, reż. Woody Allen
O nieznośnej egzaltacji aktorów (bez której nie byliby aktorami), o frustracji z powodu braku talentu oraz o tragicznych skutkach gdy na scenę wdziera się ambitna kochanka producenta, który nigdy w życiu nie był w teatrze. Kto choć raz obejrzał film pamięta z pewnością cudowne : „don’t speak!”, więc poniżej dla przypomnienia Dianne West w oscarowej kwestii: https://www.youtube.com/watch?v=r-yGbi0ycss&list=PL6leCFUlI8qLuo7OSL4B0m-e_zKdpmqAf 


Mefisto, reż. Istvan Szabo
O niebezpiecznych związkach artysty z władzą. O manipulacji władzy i rozbuchanej młodzieńczej ambicji. O tym, jak łatwo stać się marionetką propagandy. I o tym, że takie spotkania nigdy nie mają szczęśliwych zakończeń. I wyśmienity Karol Maria Brandauer! Poniżej zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=TdWCrJmaXzI
Bulwar Zachodzącego Słońca, reż. Billy Wilder
O porażającej sile przywiązania do bycia podziwianą przez publiczność. O aktorskiej magii z czasów, gdy czarowała Gloria Swanson. Arcydzieło. Poniżej link do ostatniej sceny filmu, gdy pada najsłynniejsza kwestia filmu: "I'm ready for my close-up...": https://www.youtube.com/watch?v=SA9lFsiut2Q


Hallo Szpicbródka, reż. Mieczysław Jahoda, Janusz Rzeszewski
O tym, jak zrobić spektakl (przedwojenną rewię), zwłaszcza gdy ma się duuuużo pieniędzy. O schodach, roztańczonych nogach Ireny Kwiatkowskiej, pięknych oczach Gabrieli Kownackiej i magnetycznym wdzięku Piotra Fronczewskiego. Cudowne! https://www.youtube.com/watch?v=jJjzbq0LNcI

  Zakochany Szekspir, reż. John Madden

O zakochaniu, czyli o tym, że bez miłości nie ma sztuki. O twórczej niemocy, artystycznej zazdrości, wyzwalanej kreatywności i brakach funduszy na twórczość. Błyskotliwe, zabawne, ironiczne, sprytne. Im lepiej zna się sztuki Szekspira tym większa rozkosz oglądania.  https://www.youtube.com/watch?v=i3Zi2N1Q8-Y

Ostatnie metro, reż. François Truffaut
O ratowaniu teatru i życia. O teatrze w Paryżu pod okupacją, czyli o wszystkich pracownikach teatru w sytuacji ekstremalnej. O postawach moralnych, wyborach i robieniu sztuki, mimo, że trzeba reżyserować z ukrycia. Plus Catherine Deneuve i Gerard Depardieu. Zwiastun poniżej: https://www.youtube.com/watch?v=BG1Rm9ip4Es


Czego nie widać, reż. Peter Bogdanovich
O kulisach teatru. O kłótniach, rozterkach, zdradach, rozbujanych emocjach i za dużej ilości drzwi. O tym, jak trudno ze sobą wytrzymać na próbach, jak trudno przeżyć premierę i każdy kolejny spektakl. I o gotowości brawurowego ratowania spektaklu, mimo że wali się wszystko… Ach i te zapasy artystycznych ego na próbach: https://www.youtube.com/watch?v=zjkRw2GAxRo


Birdman, reż. Alejandro González Iñárritu
O kosztach uprawiania tego zawodu, zarówno uprawianego z sukcesem jak i bez. O konsekwencjach zaszufladkowania i o lęku przed ryzykiem. O stale rozkołysanych emocjach, które wciąż jak na rollercoasterze. I o nadwrażliwych końcówkach nerwowych. O mocy i niemocy jednocześnie. Arcyprzysmak dla ludzi teatru. https://www.youtube.com/watch?v=8wM86-LAItg




Garderobiany, reż. Peter Yates
O aktorstwie. O wielkości i śmieszności. O miłości do teatru. O przyjaźni i wierności. Wesoło i wzruszająco. Przenikliwie o istocie sztuki teatralnej. I Albert Finney szarżuje jak na wielkiego aktora w wielkiej roli przystało! https://www.youtube.com/watch?v=MDkMB9Y_4nk


środa, 4 marca 2015

Anna Kozłowska - Podróżowanie z Kapuścińskim


      4 marca 2015. Kolejne urodziny Ryszarda Kapuścińskiego już bez jubilata. Ale wciąż są książki, do których w każdej chwili można zajrzeć. Po co? Skoro nie ma już świata, o którym pisał. Rewolucje minęły, wojny wybuchły już inne, nowe. Nie ma tamtych władców, dyktatorów i piesków, których portrety literackie należą do klasyki literackiego reportażu. Po co? A choćby po to, żeby podróżować.
      Z melancholijnym uśmiechem spoglądam na egzemplarz Podróży z Herodotem, który się ze mną napodróżował. Czytanie tej książki było dla mnie odkrywaniem moich własnych pasji. To oczywiste - tak dzieje się przy okazji wszelkich lektur napisanych przez pasjonatów i poświęconych ich pasjom. Podróże z Herodotem, jak wszystkie książki Kapuścińskiego, otwierają oczy i poszerzają horyzonty. Mi kazały się zatrzymać z dala od zgiełku i z dystansu przyjrzeć się Historii. I choć Historia przez duże H brzmi patetycznie, to właśnie tak było. Zwłaszcza, że część tej lektury odbywałam wśród egipskich piramid. Dlatego błąkając się po mosteczkach Wenecji wiem, że zaledwie 200 lat wcześniej błąkali się tam niejaki Goethe lub Byron. A Michał Anioł z tej samej perspektywy co ja patrzył na Zamek Świętego Anioła w Rzymie.

      I pewnie również dzięki Kapuścińskiemu nie odczuwam obcości w konfrontacji z inną kulturą. I brak poczucia niepokoju w zdawać by się mogło lekko niebezpiecznych miejscach czy też odradzanych. Mogę zagubić się o 2 w nocy w skomplikowanych uliczkach Kairu, zjadać dziwnie wyglądające „coś” sprzedawane przez okienko w neapolitańskim zaułku, włóczyć się po boskim Buenos przyglądając się tańczącym tubylcom, podróżować z kurami lokalnym autobusem w Maroku. I wcale nie chodzi mi o kretyńskie ryzykowanie własnego życia, zdrowia lub portfela. To tylko zwykła ciekawość pozbawiona kasandrycznego myślenia, że za chwilę coś mi się złego stanie. Bo w łeb można oberwać równie dobrze na Marszałkowskiej i kolor skóry z pewnością nie będzie miał nic do rzeczy. A czytanie takich książek oswaja z innością. Wzbudza chęć poznania tej inności, a nie tylko jej oznakowania.
      Czytając Podróże z Herodotem niemal na każdej stronie jest zdanie – myśl, nad którą warto się zatrzymać. I może dodać własną. A po co dziś czytać inne książki Kapuścińskiego skoro tamtego świata nie ma? Są nowe wojny, nowi władcy, nowe koalicje – ale mechanizmy wciąż te same. A skoro tak wnikliwie opisane, to wciąż są doskonała nauką. I wciąż z tej literatury można uczyć się świata.