czwartek, 2 listopada 2017

Kamila Straszyńska - Jedno zdanie Julii Hartwig



Nieustannie towarzyszy mi nieodparte wrażenie przetłaczającego ogromu świata. Nie chodzi tylko o to, że poranna kawa stoi nieskończenie daleko od łóżka, chociaż czasami jest to dojmujące przeżycie. 
Odczuwanie ogromu najdosadniej czuje się odkrywając coś nowego, jednocześnie pojmując, że ta egzotyczna nowość była cały czas o krok od nas. Nie trzeba wyruszać na Bali albo do Stanów żeby znaleźć coś zachwycającego, czego jeszcze nie widzieliśmy. Trwamy w przekonaniu, że tu gdzie jesteśmy, nic nas nie zaskoczy, aż tu nagle... To powoduje, że nasze cztery ściany, które wydawały się polem o szerokich horyzontach, okazują się klaustrofobicznie ciasne. 

Takim spotkaniem okazało się przypadkowe 5 minut z tomikiem Julii Hartwig. Jakby znienacka wpadły mi w ręce jej wiersze i od razu wywiązała się miedzy nami intrygująca rozmowa. To znaczy między jej słowami a moim nastrojem, jej myślami a moim spojrzeniem. W ciągu kilku chwil stała się kimś dla mnie bliskim. Tak jakbym spotkała  kogoś z kim od razu ma się chemię, wspólną energię.

Julia Hartwig w jednym zdaniu potrafi zawrzeć esencję sprawy. Jakby lekko dotykała piórkiem różnych rzeczy i jednym ruchem wydobywała z nich poezję. Bez zbędnej egzaltacji mówi o pięknie i okrucieństwie świata. Miękka kreską rysuje ostre kontrasty. Odwołuje się do wielkiej historii, potwornych losów, cierpienia i śmierci. Za moment zachwyca się cieniem, szumem rzeki, światłem poranka. W krótkich, zwięzłych zdaniach daje nam obraz rozległych pejzaży stanów duszy i prawdziwych krajobrazów. Afirmacja życia jaka bije z tych złapanych w locie chwil jest zaraźliwa. Przechodzi na czytelnika. I od momentu dotknięcia do poezji Julii Hartwig zaczyna się rozumieć coś co może wydawać się oczywiste, ale bynajmniej takim nie jest. Poetka odsłania przed nami prawdę o kondycji ludzkiej i charakterze wszystkich wydarzeń w naszym życiu. Cokolwiek się dzieje, jest tylko malutką chwilką całej, wielkiej rzeczywistości. Nie pojmujemy naszego doświadczenia w całości, obejmujemy tylko małe fragmenty. Składamy w sobie powieść o naszym rozumieniu otoczenia z takich małych zdań. A w każdym z nich jest cały kosmos, którego nie możemy zrozumieć, ale możemy go czuć. I tak działa poezja. Jedność w wielości i wielość w jedności.

Ileż razy widzieliśmy cudowne odbicie światła w wodzie, słyszeliśmy spokojny szum lasu albo dostrzegaliśmy w oczach drugiego człowieka jakąś ukryta prawdę o nim? Czy umieliśmy to wyrazić, nadać temu nazwę? Gdy brakuje słów, zaczynamy ich nieznośnie nadużywać. Julia Hartwig tego nie czyni. Nie wysila się na wykoncypowane formuły. Po prostu wychwytuje i zapisuje. W tych przebłyskach lśni to, co nazywamy pięknem. Niezależnie czy są to przebłyski znad potoku czy wojennych traum. Poetka wbija w nas malutkie szpilki -ledwo czujemy ukłucie a potem nagle spływa na nas silna emocja, którą szpilka była nasączona. 

Niewielu jest takich ludzi. Umiejętność ujęcia esencji, dokonania odkrycia w trzech słowach uważana jest za bezpośrednie ujawnienie się geniuszu. I dla mnie nastąpiło objawienie po trzech słowach, które mnie trafiły. Julia Hartwig zawsze była obecna w mojej orbicie, ale nigdy zbyt intensywnie. Teraz wydobyłam ją na powierzchnię  i postanowiłam pozostać z nią w jej świecie, gdzie małe rzeczy wystarczają by doświadczać kosmosu. 


środa, 1 listopada 2017

Anna Kozłowska - Porozmawiajmy o umieraniu

John Everett Millais - "Ofelia", 1851-52



 „Śmierć jest czymś naturalnym, bezsprzecznym i nieuniknionym. Tak naprawdę jednak zwykliśmy się zachowywać w taki sposób, jak gdyby było inaczej. Bezsprzecznie przejawialiśmy tendencję do tego, by usuwać śmierć z pola widzenia, eliminować ją z życia. Próbowaliśmy zabić śmierć milczeniem.” Od czasu gdy powyższe słowa napisał Zygmunt Freud nic się nie zmieniło. Unikamy tematu. Nawet skonfrontowani z odchodzeniem najbliższych. Zwłaszcza 1 listopada na cmentarzach, gdzie bywamy z wizytą u zmarłych. Współczesny grobing niezbyt wiele ma wspólnego z zadumą nad śmiercią. Zasłyszane dialogi dotyczą problematyki: ile czasu w korkach, gdzie udało się zaparkować, po ile znicze, ładne te chryzantemy, ale przepłacone, bo tuż za rogiem można taniej…o mieszkańcach grobów rzadko kto się zająknie, a o samej śmierci martwa cisza. A gdyby tak porozmawiać o umieraniu? Ale jak? Poniżej 12 przykładów z tysięcy możliwych:




emocjonalnie

Éric-Emmanuel Schmitt - Oskar i pani Róża”
Światowy hit o oswajaniu śmierci. 10 dni i każdy jest jak 10 lat przyszłego życia małego chłopca. Życia, którego dodajmy nie będzie miał. Ta książka jest jak szantaż emocjonalny, spróbujcie się nie wzruszyć!



desperacko

 „21 gramów”, reż. Alejandro Gonzales Innaritu
21 gramów to różnica pomiędzy właściwym ciężarem ciała człowieka za życia i tuż po śmierci. Tyle waży ludzka dusza? Jeden z bohaterów przyrównuje to do batonika lub garści cukierków. Ale może to jednak najistotniejsze co mamy?


erudycyjnie

Julian Barnes – „Nie ma się czego bać”
Mistrzowsko o odchodzeniu najbliższych, ale także o tym, jak umierali wielcy tego świata. Maestria frazy i skojarzeń, błyskotliwe i lekkie pióro oraz cudowna ironia. Nie ma się czego bać, bo „śmierć jest słodka, uwalnia nas od strachu przed śmiercią".





precyzyjnie

„Samotny mężczyzna”, reż. Tom Ford
Film o sile miłości, która nie pozwala żyć bez tej drugiej osoby. Decyzja o końcu została już podjęta, trzeba tylko wszystko szczegółowo przygotować. W zachwycających przestrzeniach i kostiumach z pięknego świata Toma Forda oraz z adekwatną muzyką Abla Korzeniowskiego. Ważny jest każdy kadr, każdy gest, spojrzenie, światło, przedmiot. Wyestetyzowana precyzja pożegnania.



inteligencko

„Inwazja barbarzyńców”, reż. Denys Arcand

Galeria barwnych charakterów zebrana wokół umierającego 50-letniego profesora by pożegnać przyjaciela, intelektualistę i uroczego hedonistę. Błyskotliwe i sarkastyczne dialogi, zabawne sytuacje, rozliczenie z ideałami młodości. I wybór momentu odejścia. 


życiowo

„Czułe słówka”, reż. James L. Brooks
Emocjonalny roller coaster. Od skomplikowanych relacji rodzinnych, przez małżeńskie zdrady, frustracje, śmiech, rozpacz i zakochanie, po śmiertelną chorobę. I jeszcze szaleńcza jazda samochodem po falach oceanu. A jak to jest zagrane! Debra Winger, Shirley McLaine i Jack Nicholson.




hollywoodzko

„Joe Black”, reż. Martin Brest
Któż się oprze wizerunkowi tak pięknej śmierci, skoro jej ucieleśnieniem jest uroczy Brad Pitt w blasku fajerwerków…






badawczo

Mary Roach – Sztywniak. Osobliwe Życie Nieboszczyków
Z poczuciem humoru o życiu ludzkiego ciała w trakcie umierania i po śmierci. Fakty i ciekawostki. Osobliwe makabreski opisane w lekki, czasami dowcipny sposób. Jak niszczeją poszczególne organy? W jakich okolicznościach praktykują przyszli lekarze?  Ile żyje głowa po odcięciu od ciała? Czysta biologia.




dotkliwie

Agata Tuszyńska – „Ćwiczenia z utraty”
Niemal „na gorąco” pisany dziennik o współwalce ze śmiertelną chorobą. O miłości, przyjaźni, literaturze i sztuce. Plus pełen wachlarz silnych emocji. Nieuchronność śmierci i heroiczno-trywialna codzienność. Budujące i wzruszające.




malarsko

„Ogród rozkoszy ziemskich”, reż. Lech Majewski
W najpiękniejszej umieralni czyli w Wenecji z gęstym od niezwykłych obrazów dziełem Hieronima Boscha ”Ogród rozkoszy ziemskich” para kochanków tworzy swój krótkotrwały świat. Refleksyjne, malownicze. Sztuka i tworzenie są jak tlen.  




wyczekująco

„Melancholia”, reż. Lars von Trier
Opowieść o zbliżającym się końcu. Wydarzy się? Ale co dokładnie? Jak się przygotować? I jak tego oczekiwać? Depresyjnie? Rozpaczliwie? Z pewnością w oszałamiającej scenerii, więc warto oglądać na dużym ekranie.






średniowiecznie, czyli „memento mori”

„Siódma pieczęć”, reż. Ingmar Bergman

Przyjdzie. Niespodziewanie spodziewana. Zawsze można spróbować zagrać z nią w szachy…





ale skoro my mamy jeszcze czas, to warto z tego czasu skorzystać