sobota, 26 marca 2016

Kamila Straszyńska - język innej miłości / na międzynarodowy dzień teatru


Od początku XX wieku w teatrze zaczęła zmieniać się rola słowa. Artystyczne poszukiwania wiodły aktorów, reżyserów i teoretyków (nieraz wszystko w jednym) coraz dalej od klasycznej koncepcji przedstawienia teatralnego, poszerzając pole możliwości aż po negację wszystkich dotychczasowych zasad. I tak słowu mówionemu i pisanemu dostało się chyba najmocniej. Czy słusznie - nie będę oceniać. Nie podlega jednak wątpliwości, że słowo ma wielką moc. Na stronach książek czy na deskach teatru - pobudza wyobraźnię. Słowo w ustach aktora ma siłę. A w ustach aktora wybitnego ... jest magiczne.

Magia jest tutaj jak najbardziej na miejscu, bo nie da się inaczej wytłumaczyć pewnych zjawisk w sferze teatralnej. Zjawisk takich jak wieczór poezji neapolitańskiej deklamowanej przez Toniego Servillo. Wyobraźmy sobie klasyczny teatr ze sceną all'italiana. Na środku czarnego podestu stoi pojedyncze drewniane krzesło, a obok pusty pulpit. Zapalają się reflektory, na scenę wychodzi maestro. Starszy, niepozorny pan (choć kto widział Grande Bellezza, to wie, że nie taki znowu niepozorny). Opierając się prawą ręka o pulpit, kłania się publiczności. Brawa. Jesteśmy na koncercie słowa. Maestro staje za pulpitem i zaczyna czytać. A ja ... absolutnie nic nie rozumiem, ponieważ mówi bardzo szybko w pokręconym neapolitańskim dialekcie. Wysilam wszystkie swoje komórki mózgowe, ale na koniec stać mnie tylko na wymianę zrezygnowanych spojrzeń z francuską przyjaciółką. Myślę, cholera, ale się wpakowałam. Podejmuję jednak jeszcze jedną próbę. I wtedy w teatrze pojawia się magia.

Toni Servillo zaczyna mówić nie do mojego mózgu, tylko do mojej...Nie wiem do czego. Duszy? Serca? Wrażliwości? Zanurzam się po czubek głowy w jego opowieści i choć naprawdę nie rozumiem, kto jest kim i o czym dokładnie mowa, to czuję to wszystko, co chce przekazać maestro. Widzę ten Neapol ukryty pod warstwą, zdawałoby się nieistotnych, słów. Widzę autora, który stoi w południowym słońcu i obserwuje swoich rodaków w trakcie typowej kłótni na targu. Widzę starsze kobiety, które licytują się przed świętymi wizerunkami, która bardziej zasługuje na bożą łaskę. Widzę to w słowach i głosie Toniego Servillo. I tak jak na początku mój mózg parował od wysiłku intelektualnego, tak po jakimś czasie zaczynam odbierać doświadczenie teatralne zupełnie innymi receptorami.

Zatem czy słowo w teatrze jest ważne? Nie tak powinno się podchodzić do tej kwestii, nie tak powinno być zadane pytanie. Co postrzegamy w teatrze, po co do niego przychodzimy? Zobaczyć znane twarze? Obejrzeć mniej lub bardziej interesującą historię z życia fikcyjnych ludzi? Zachwycać się wybujałym pięknem scenografii lub doceniać jej prostą acz genialną koncepcję? Nie. Do teatru przychodzimy przeżyć coś więcej niż jest nam w stanie zaproponować codzienność. Spojrzeć na rzeczywistość przez pryzmat całej wrażliwości, która nie znajduje zastosowania pragmatycznym, nowoczesnym życiu. Bo przecież co było zachwycającego w starszym panu, który czytał poezję? Uczucie porozumiewania się mową w języku innej miłości, która wychodzi daleko poza zakres neapolitańskiego dialektu.




I takich uczuć życzę na MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ TEATRU. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz